Gdańsk idzie śladem Sao Paulo. Cała Polska walczy z reklamowym bałaganem

Krzysztof Jagielski
14.07.2015

Wiecie, czym różnią się centra polskich miast od zachodnioeuropejskich metropolii? Nie chodzi wcale o jakość zabytków, ale o reklamy, a właściwie ich natarczywość. Polska po transformacji ustrojowej zamieniła się w jeden wielki szyld, co niestety trwa do dzisiaj. Nasze miasta, w tym Gdańsk, idą jednak drogą wyznaczoną nie tylko przez wzorce z Paryża czy Madrytu, ale także Sao Paulo.

Brazylijski przykład dla świata

Brazylijska metropolia jest chyba najgłośniejszym na świecie przykładem zapalczywej walki z reklamowym bałaganem. W 2006 roku burmistrz miasta uznał, że jego centrum jest zanieczyszczone wizualnie, a efektem jego polityki było zdelegalizowanie wszystkich reklam umieszczonych w 11-milionowym mieście.

Właścicielom nośników dano 3 miesiące na ich usunięcie, a zwłoka kosztowała 4,5 tysiąca dolarów dziennie! Udało się w ten sposób zdemontować 15 tysięcy billboardów i 500 tysięcy innych nośników. Jednocześnie zostały wprowadzone nowe zasady ich umieszczania – żadna tablica reklamowa nie może przekraczać pół metra kwadratowego powierzchni na każdych 10 metrów kwadratowych fasady budynku.

Rewolucja przeprowadzona w Sao Paolo może i była brutalna, ale rzeczywiście pozwoliła oczyścić miasto z często nielegalnych, szpetnych reklam. Dziś aż 70% mieszkańców deklaruje, że jest zadowolonych z efektu nowych przepisów.

Europa już dawno uporządkowała kwestie reklamowe

Europa zachodnia nie była aż tak radykalna, ale wynika to z faktu, że od dawna obowiązują tam jasne przepisy określające kto i w jaki sposób może umieścić swoją reklamę. Doskonałym przykładem jest tu Paryż. Wyobraźcie sobie, że to miasto ma aż 10-krotnie mniej nośników reklamowych niż chociażby Warszawa!

W Skandynawii obowiązuje np. całkowity zakaz umieszczania treści komercyjnych w pasach przydrożnych. We Włoszech, Austrii, a nawet Estonii pobierane są natomiast bardzo wysokie opłaty za reklamowanie się w przestrzeni publicznej, co zniechęca wiele pseudo agencji reklamowych. Uzyskane w ten sposób środki są następnie przeznaczane na użyteczne projekty, np. systemy rowerów miejskich.

W Polsce idzie jak po grudzie, choć Gdańsk daje dobry przykład

Polskie miasta w dalszym ciągu nie poradziły sobie z reklamową pstrokacizną, ale z pewnością pomoże im w tym nowa ustawa o ochronie krajobrazu. Powstała ona głównie z myślą o terenach atrakcyjnych turystycznie i przyrodniczo, chociażby Podhalu, które są dosłownie zalane przez fatalne nośniki reklamowe.

Wiele miast od pewnego czasu próbuje walczyć z reklamową samowolką na własną rękę. Przykładem jest Gdańsk, który prowadzi bardzo aktywną politykę przeciwdziałania umieszczaniu nielegalnych nośników na miejskich budynkach. Niestety, na razie skuteczna okazuje się jedynie kampania dotycząca obiektów należących do miasta.

Największym problemem okazuje się bowiem być to, że nikt tak naprawdę nie wie, ile nielegalnych reklam szpeci polskie miasta i wsie. Brakuje dokładnych badań, często problematyczne okazują się być kwestie nieuregulowania własności. Jedno jest jednak pewne. Miasta muszą zawalczyć o odzyskanie swojej przestrzeni publicznej. Bez tego trudno będzie im nie tylko przyciągać turystów, ale też zdobyć uznanie w oczach mieszkańców.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie