Telefony z fotowoltaiki… To jest marketingowy dramat

Maciej Piwowski
29.12.2021

Komentarz Grzegorza Wiśniewskiego, CEO Soluma Group.

W ostatnich miesiącach pewne było tylko to, że rano wzejdzie słońce, wzrośnie wskaźnik inflacji oraz zadzwoni do nas ktoś z fotowoltaiki. Na pewno sam odebrałeś już co najmniej kilka takich telefonów, za każdym razem czując irytację z powodu straty czasu i namawiania Cię na coś, czego albo nie chcesz, albo już to masz. Telefony z fotowoltaiki stały się istną plagą, a ja odnoszę wrażenie, że firmy zlecające takie działania marketingowe nie zdają sobie sprawy z tego, że jest to ewidentny strzał w stopę. Dlaczego? Zapraszam do mojego komentarza.

Wszyscy wiedzą, że firmy od fotowoltaiki mają nóż na gardle

Ta zmasowana kampania telefoniczna nie jest oczywiście przypadkowa. Nasiliła się w momencie, gdy stało się jasne, że po 1 kwietnia 2022 roku montaż instalacji fotowoltaicznej może nie przestanie być opłacalny, natomiast okres zwrotu z tej inwestycji z całą pewnością się wydłuży (chodzi o zmianę systemu rozliczania wyprodukowanej energii).

Firmy montujące i sprzedające instalacje fotowoltaiczne muszą się więc spieszyć, aby „opchnąć” swój produkt jeszcze przed zmianą przepisów. Desperacja jest wyczuwalna na kilometr, a jej przejawem są właśnie te ciągłe telefony. Gdy firma na siłę wciska swój produkt, to nie mamy do czynienia z marketingiem, ale z patologią reklamową.

Nękanie telefonami uruchamia naturalny odruch obronny

Nie mam nic przeciwko telefonom z propozycjami handlowymi – rozumiem, że w przypadku wielu biznesów jest to naturalny kanał komunikacji z klientami. Czym innym jest jednak telefon od mojego operatora telefonii komórkowej, który chce przedłużyć ze mną umowę, a czym innym kilkanaście telefonów od różnych firm, które chcą mi sprzedać tak kosztowny produkt, jak instalacja fotowoltaiczna, nierzadko przy tym próbując wprowadzić mnie w błąd.

Im więcej takich telefonów, tym bardziej się przeciwko nim buntuję i po prostu blokuję lub odrzucam połączenia. Dochodzi więc do skrajnie niekorzystnego dla marki konfliktu z potencjalnym klientem. Nawet jeśli chciałbym zamontować instalację, to z czystej irytacji nie zamówię jej w firmie, która mnie nęka, ale poszukam lokalnego sprzedawcy, np. mającego profesjonalną, merytoryczną stronę internetową i cieszącego się dobrą opinią na rynku.

Brak znajomości potrzeb klienta dyskwalifikuje kampanię marketingową firmy

Osobną kwestią jest to, że kampania telefoniczna prowadzona przez firmy od fotowoltaiki jest zrobiona na kolanie, nieprzygotowana i jakby na łapu-capu. Skąd ten wniosek? Choćby stąd, że telefony z propozycją zamontowania instalacji odbierają także te osoby, które już od dawna produkują prąd ze słońca. Mam takich znajomych i wiem, że w niektórych przypadkach przekazanie tej informacji dzwoniącemu konsultantowi kończyło się… chamskim zerwaniem połączenia.

Nie wyobrażam sobie, aby moja agencja marketingowa przygotowała kampanię reklamową np. dla producenta słodyczy i skierowała ją do osób otyłych czy chorych na cukrzycę. To byłby czysty absurd i działanie na niekorzyść klienta, a dokładnie z taką sytuacją mamy obecnie do czynienia w fazie zmasowanej kampanii sprzedażowej producentów i montażystów fotowoltaiki.

Telefony z fotowoltaiki prawdopodobnie skończą się wczesną wiosną, kiedy to w życie wejdą wspomniane niekorzystne dla branży OZE przepisy. Nie wróżę sukcesu tej zmasowanej kampanii, która zamiast stawiać na edukację i merytoryczne argumentowanie korzyści z zakupu instalacji fotowoltaicznej jest ukierunkowana na nachalną, akwizycyjną sprzedaż. Trąci to trochę pokazami garnków i „leczniczych” koców.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie