Komentarz Grzegorza Wiśniewskiego, CEO Soluma Group.
Jak świat światem, klienci każdej branży chcą mieć swoje zamówienie na już, a najlepiej na wczoraj. To zrozumiałe, że nikt nie lubi czekać, jednak bywają sytuacje, gdy długi termin realizacji jest wręcz atutem złożonej oferty. Absurd? Wcale nie, co dowiodę w moim komentarzu. Sektorem, w którym odległe terminy działają na korzyść klienta, jest szeroko pojęta branża kreatywna. Dlaczego klient powinien się cieszyć (no dobrze, przesadziłem – nie powinien się martwić), jeśli opiekun projektu zaproponuje mu np. miesięczny termin realizacji? Sprawdź te logiczne i przekonujące argumenty.
To bardzo proste: jeśli przedstawiciel agencji reklamowej deklaruje gotowość do wykonania projektu od ręki, to albo firma nie ma innych zleceń, albo zatrudnia tylu pracowników, że jest w stanie obsługiwać praktycznie dowolną liczbę klientów jednocześnie. Ta druga sytuacja zdarza się rzadko i dotyczy tylko takich agencji, na których usługi prawdopodobnie Cię nie stać. Popularne agencje marketingowe ze średniej półki cenowej często mają wypełnione kalendarze na kilka miesięcy do przodu, zostawiając sobie miejsce tylko na drobniejsze projekty. Jeśli na taką trafisz, ma ona dobrą opinię lub jest z polecenia, to rozsądnie będzie trochę poczekać.
Ta zasada sprawdza się zawsze, niezależnie od tego, jaki rodzaj działalności prowadzimy. Jeśli mamy dostatecznie dużo czasu, aby najpierw szczegółowo omówić projekt, później przygotować jego konspekt, zrealizować, przetestować i wprowadzić poprawki, to klient otrzyma produkt rzeczywiście skończony, gotowy do wdrożenia.
Pośpiech w pracy kreatywnej jest czymś normalnym, ale nie należy z tym przesadzać. Otrzymując coś, co powstało na kolanie, i tak trzeba będzie poświęcić dużo czasu na poprawki – nierzadko realizowane przez inną agencję. Sumarycznie więc klient poczeka jeszcze dłużej.
Bardzo krótki termin realizacji zaawansowanego projektu kreatywnego, niezależnie od tego, czy mówimy o pracach graficznych, programistycznych, opracowaniu tekstów itd., zawsze rodzi ryzyko, że autor pójdzie na skróty i skorzysta z gotowych schematów – np. szablonu graficznego. To i tak nie jest wcale najgorszy scenariusz. Prawdziwym problemem może się okazać sytuacja, w której agencja czy freelancer zwyczajnie splagiatuje czyjąś pracę (dziś to się ładnie nazywa „inspiracją”).
Dopracowany projekt to gwarancja satysfakcji klienta, a o to przecież głównie tutaj chodzi. Klient kupuje konkretny produkt, który ma spełnić jego oczekiwania, pomóc mu w zwiększeniu sprzedaży, pozwolić zbudować mocniejszą markę czy wyróżnić się na tle konkurencji. Są to korzyści długofalowe, z których marka klienta będzie czerpać latami. W tym kontekście różnica 2-3 tygodni w terminie realizacji przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Jak agencje radzą sobie z realizacją pilnych projektów? Część po prostu zleca je swoim podwykonawcom. Jest to dobre rozwiązanie w sytuacji, gdy klient jest atrakcyjny (czyli: dobrze płaci), a jednocześnie upiera się przy krótkim terminie. Korzystanie z usług podwykonawców ma jednak dobre i złe strony. Spójrzmy na to z perspektywy klienta: kupuje on usługę w droższej agencji, a w rzeczywistości jego projekt realizuje np. freelancer. Owszem, jest zadowolony z efektu, ale mógłby być zachwycony, gdyby tylko od A do Z jego projektem zajęła się renomowana agencja.
To jasne, że każdemu klientowi zależy na szybkim terminie realizacji. Równie oczywiste jest jednak to, że świetne rzeczy nie powstają w 5 minut. Zawsze w rozmowach z klientami kręcącymi nosem na odległy termin używam prostego porównania. Jeśli w restauracji długo czeka się na zamówione danie, to znak, że zostało ono przyrządzone ze świeżych produktów i prawdopodobnie będzie bardzo smaczne. Gdy liczy się tylko szybkie napełnienie żołądka, zawsze można pójść do fast foodu.